Jak muszą czuć się te piękne, mądre, majestatyczne, żywe posągi, które jesień odziała w szatę godną królów, a teraz wraz z zuchwałym kompanem - wiatrem, odziera je- liść, po liściu,
z tego rdzawo-złotego płaszcza?
Pewnie są zawstydzone... Tak myślę, przechodząc obok.
I wcale o tym nie milczą, trzepią na pół ogołoconymi grzywami, żeby wyrazić swój bunt.
Spoglądają, jakby chciały powiedzieć: no przytul moją nagą "skórę".
Czasem przystaję, przytulam.
Zimna kora jest szorstko-przyjazna.
Drzewo kołysze mnie zalotnie.
Pozostawiam mu swoje tajemnice, a ono je unosi wysoko, ku niebu i szumi rozumiejąc.
Potem, długo milczy i tak pozostaje...
Jesienne, odarte z dostojności drzewa, są moimi dobrymi przyjaciółmi.