ZAPAMIĘTAJ!
PRÓBUJĄC ZABIĆ MOJE DEMONY
MOŻESZ ZABIĆ TAKŻE ANIOŁY!




31 paź 2007


Kilka przemyśleń o śmierci - Ludzi Wielkich, o różnej profesji...

Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie, w tym właśnie sęk!
—Michaił Bułhakow - "Mistrz i Małgorzata"

To nie tak, że boję się umrzeć. Po prostu nie chciałbym być w pobliżu, kiedy to się stanie
—Woody Allen
Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać.
—Woody Allen
Różnica pomiędzy seksem i śmiercią polega na tym, że kiedy będziesz umierał, nikt nie będzie się śmiać z ciebie, że robisz to sam.
—Woody Allen
Gdyby nie było śmierci, życie nie wydawałoby się nam takie piękne.
—Mikołaj Gogol
Ulubieńcy bogów umierają młodo, lecz poźniej żyją wiecznie w ich towarzystwie...
—Fryderyk Nitzsche
Życie - dożywotnia kara śmierci.
—Julian Tuwim
Śmierć jest spoczynkiem podróżnego, jest kresem mozołu wszelkiego.
—Umberto Eco - "Imię róży"

26 paź 2007

TOKSYCZNI LUDZIE! - warto o tym pomysleć...

Kiedy tak patrzysz, w zetknięciu z każdą nową myślą - odczuwam ból...
Niełaska świata w jaką popadam, uderzając słowem o słowo, chwilami staje się dla mnie nie do zniesienia.
Praktykowałam różne sposoby, by zmienić tę sytuację, by ugasić pożar w ustach.
To było niemożliwe!
Stan, w jakim znajdowało się moje "ja" był beznadziejny, ono było nieustannie
naruszane i stopniowo deklasowane.

Dziwne jednak, że działo się tak, tylko w Twojej obecności...
Jakże emanujesz chorobliwą zawiścią, oddychasz zachłannością - na wszystko!
Mnożysz problemy, widzisz je nawet tam, gdzie ich nie ma. Oszałamiasz grzecznością słów, które jak żyleta, tną na wskroś słabszych i wrażliwszych.
Niby opacznie, ale zwracasz uwagę na najdrobniejszy szczegół, który może zamknąć drugą osobę w klatce słów, gestów. Byle tylko poczuli sie upokorzeni...
Ukradkiem wysysasz dobro, wykorzystujesz, poniżasz. Cyniczną grą czynisz każdą z chwil, które ludzie postanawiają z Tobą spędzić.
Tak bardzo obawiałam się o tym powiedzieć - ba, pomysleć nawet...
Jednak nie wytrzymałam - przelało się!

Falstartem było tu, słowo przyjaźń!

(myśli...)

Każda, kolejna rozmowa stawała się klaustrofobiczną pułapką.
Tłukłam się w niej, jak pojmana w jasyr, jak obłąkana.
Gdyby lustro umiało mówić...
Gdyby umiało, usłyszałabyś wyrzuty i krzyk... własnego sumienia, o ile ono jeszcze żyje.
Mogłaś je nichcący uciszyć - zawsze, głośno brylując w towarzystwie.
Mogłaś je zabić - dzieląc tę truciznę wśród znajomych.
Mogło umrzeć - nie mogąc być sobą, sumieniem... po prostu.

Wprowadzałaś zmienne warunki atmosferyczne, gdzie tylko się dało.
Zasiałaś wiele ziaren niezgody pomiędzy ludźmi, którzy dotąd się sznowali.
Jednak, jak na fotografii, widzisz teraz, że wszystko można wypatrzeć, wreszcie człowiek po prześwietleniu tych kilku, długich lat otwiera oczy. Szkoda tylko, że tak późno...
Ale lepiej późno niż wcale!

Dziś jestem spokojniejsza, nie miewam poczucia Twojej winy, nie żyję Twoim życiem
- mam swoje.
Dzisiaj wybieram to, na co mam ochotę, nie to, na co Ty masz chęć, nie koryguję swoich słów zawsze kiedy trzeba, by zabrzmiały z goryczą - bo życie ma także gorzki smak.
Dzisiaj ja jestem dla siebie ważna!
A zawsze ważniejsza byłaś Ty!

To było toksyczne, przed tym należy się bronić.
Moja wyuczona psychologia w całej tej sytuacji wzięła w łeb, bo byłam przekonana, że jestem odporna na toksycznych ludzi, mam wszczepiony "antyjad towarzyski", byłam przekonana o swej asertywności, ależ błądziłam...

Teraz czuję się wspaniale, mam pewność, którą mi odbierałaś, teraz jestem asertywna i nie wiem, czy jeszcze kiedyś powiem Ci słowo "TAK", choćby z przekory, moje "NIE"... jest słodkie!

Toksyczni ludzie, wypijają z nas wszystko to, co mamy najlepszego,
zabierają nam czas,
wydzierają życie z rąk,
planują i kradną nasz dzień
- robią z nami zakupy,
piją kawę o wybranej porze,
wiedzą w czym mamy iść do biura,
o której wyjść na lunch i co najlepiej zjeść, bo to nam służy,
co powiedzieć mężowi, by nas rozumiał jeszcze bardziej,
jak wychować nasze dziecko,
jak podlewać kwiatki,
jak rozbijać jajko,
w którą stronę zaczesać włosy,
i jak traktować tę, co pracuje na pierwszym piętrze,
lub tego z domku, z blaszanym dachem,
a co najgorsza - wybierają nam znajomych i nie pozwalają na inne przyjaźnie...
- to namiastka, tego co wiedzą lepiej...
Najważniejszym jest, że:
mają zawsze trudniejsze problemy do rozwiązania,
zawsze bardziej ich boli głowa,
są smutniejsi, lub bardziej radośni od nas,
mają lepsze pomysły i o niebo lepiej je realizują,
kupują w droższych sklepach, gdzie zawsze ich obsługują wyjątkowo,
to, co nabędą jest najwspanialsze i niepowtarzalne,
mają niezliczone i wpływowe znajomości,
- są niedoścignieni...
Najgorsze jest to, że sami o sobie tak myślą, nie bacząc na otoczenie.
Zatem, kiedy przychodzi im przełknąć "żabę", są pokrzywdzeni, albo zaskoczeni naszą reakcją na ich zachowanie, wytykają nam, jacy to jesteśmy dla nich niewdzięczni, przecież...
- oni dla nas - wszystko!

Oddycham z ulgą, czuję się wolna...

Unikajmy toksycznych ludzi, jak jesienno - zimowe wirusy, czają się wszędzie!
Pod płaszczykiem przesłodzonej sympatii, a nawet głoszonej wszem i wobec - przyjaźni - często skrywa się krwiopijca, który zawalczy o to, by Cię w pewien wyrafinowany sposób
- ubezwłasnowolnić...



21 paź 2007

HURRRRA!

Hurrra!
Nowa przyszlość. Wierzę, że może być tylko lepiej.
Polsko - kocham Cię!
Dziękuję Wszystkim, Rozsądnym Rodakom :)
Szczęśliwsza, kładę się spać...

19 paź 2007


pertraktujmy
proszę
ostatni raz
zasiądźmy za kuchennym stołem
pertraktujmy
uwiedźmy wzajem nasze słowa
ostatni raz
rozpalmy ogień w kominku
pertraktujmy
warto głowy posypać popiołem
ostatni raz
zawrzeć pokój... z widokiem na sad
pertraktujmy
odmierzamy czas jak dwa zegary
ostatni raz
zsynchronizujmy wskazówki

18 paź 2007

W SAMOTNOŚCI - myśli, które bolą...

Bywasz samotna?
Jeśli bywasz, to wiesz...
Jak ciężki jest każdy krok w pustym domu.
Jak marzną dłonie, bo kubek z gorącą herbatą ostygł.
Jak galopują myśli, rozbijając się o puste ściany.
Jak mdleją marzenia w objęciach samotnego jutra.
Jak gorzki smak ma, słodka dotąd czekolada.
Jak godzi w twarz przemijanie, nie troszcząc się o twoje zmarszczki.
Jak drażniąco brzmią głosy ludzi śmiejących się za ścianą.
Jak pusty wyraz oczu ma ta zakochana para z wieczornego filmu.
Jak cierpi dusza - w milczeniu.
Jak skrada się lęk do twoich stóp i zasypia przy twoim łóżku.
Jak z czytanej przez ciebie książki, ulatują słowa niezatrzymane.
Jak boleśnie brzmi cisza po zgaszeniu świateł.
Jak nie przychodzi sen.
Jak palą łzy wylane w poduszkę.
Jak ugniata beznadzieja.
Jak dławi nicość.
Samotność przynosi śmierć duszy.
Skutecznie zabija, sącząc gorycz w twe usta.
Oczekujące pocałunku.
Otwarte na słowa.
Boję się samtności - a Ty?


MOJE ANIOŁY










Nie powiedziałam Ci jeszcze, jak bardzo urzekają mnie... Anioły.
Magiczne postaci.
Na Ich wizerunek trafiałam w tylu miejscach...
Przyobleczone w różną szatę, w różne atrybuty swej aniołowości.
Nie wprawiają mnie w zadumę tylko te, z jasną twarzą.
Onieśmielają mnie, te mroczne, demoniczne.
Jednak to... Anioły.
Zawsze patrzą na mnie ciekawie... odwzajemniam moment zapatrzenia.
W ich oczach jest coś na kształt niepokoju, który natychmiast przenoszę - w swoje jestestwo.
To wzajemna empatia.
Czy je znam?
Nie, to niemożliwe, są tajemnicą!
Cicho wyznam - niech tak pozostanie...






17 paź 2007

PAŹDZIERNIKOWY SPACER

Pozostańmy tu jeszcze przez chwilę!
Taki dzień jak ten, nie zdarza się często.
Nie pędźmy donikąd.
Niech nasze oczy napasą się pejzażem jesieni.
Złapmy ostatnie nitki babiego lata.
Odpocznijmy.
Potrafisz odszukać siebie wśród spadających liści, wśród opustoszałych pól, wśród cichnącego śpiewu ptaków?
Potrafisz jeszcze usłyszeć głos swoich pragnień, czy zupełnie zagłusza go jesienny wiatr?
Postaraj się.
Nie rób tego dla mnie - zrób to dla siebie!
Pozostańmy tu jeszcze chwilę, to przecież jedno z naszych ulubionych miejsc - świat...

1 paź 2007

Ptaki odleciały, a mnie październikowy poranek boli... Myślę...







Zostałam w domu.
Ale nie dlatego, że mogę sobie tu dzisiaj popracować. To nie ten komfort. Wtedy lubię.
Choruję trochę. Dokuczliwy ból
- tłumi mnie.
Zawsze kiedy niedomagam, jestem bardziej zła, niż poddana i rozżalona.
Zawsze roszczę pretensje do siebie, że mam tak mało siły.
Zawsze wtedy, przychodzą mi na myśl... niepełnosprawni.
Nadludzie jacyś.
Obdarowani przez los niezwykłą siłą woli, nieopisanym optymizmem
i pragmatyczni do bólu.
Wszystko mają zapięte na przysłowiowy, ostatni guzik.
Jak niebywała jest ich wola do osiągania wytyczonego celu, potrafią zarażać dobrą energią ludzi zdrowych i prą do przodu potęgą działania.
Podziwiam ich!
Skąd w nich taki duch?
Naznaczeni - jednocześnie wybrani?
Nie.
Piszę o tych, którzy mają wsparcie rodziny, przyjaciół, którym przyznano fundusze na niezbędną, należną pomoc.
Tym jest nieco łatwiej żyć, zaistnieć. Nie rozmawia się o nich, tylko z nimi. Czują się ludźmi.
Ale...
Ale są też tacy - osamotnieni, w niemocy, cisi...
Egzystują, skazani na łaskę i dobre chęci innych.
Częstokroć czują się odczłowieczeni.
Nie mają bliskich, przyjaciół - są nieładni, niewygodni, wymagający...
Jednak nie wymagają od życia, tylko od siebie.
Wymagają też opieki, jednak to nie ich widzimisię - to, z decyzji sił niezależnych od człowieka.
Pragną dobrego słowa, chwili ciepła, serdecznego gestu.
Są uczciwi.
Wiem o tym wszystkim, jednak rozmijam się z tym w codziennym pędzie.
Dopiero, kiedy kiepski stan zdrowia mnie przystopuje - mam czas, by znów pomyśleć o tym, jak bardzo jestem wdzięczna losowi, że mnie nie doświadczył, tak drastycznie.
Paradoksalnie, myśląc o niemocy innych, pomagam sobie - to takie "diaboliczne" antidotum.
Kiedy, spotkam się kolejny raz z tymi, o których tu nakreśliłam
- powiem im o tym!
Nie zrobiłam tego do dziś, właściwie nie wiem dlaczego.
Przecież muszą wiedzieć jak są ważni, jak bardzo pomagają tym, że są...
We mnie ten dziwny stan.
A za oknem babie lato, wiatr rwie na strzępy nici pajęcze, rozdmuchuje kopczyki liści, skrada się do opustoszałych, ptasich gniazd i zdaje się nie przejmować mijającym, obok czasem.



Oto niedzielnie-jesienna zadumka z Panem Leopoldem S.


LIST Z JESIENI

Czekam listu od ciebie... Tam Południa słońce
I morze mówi z tobą... U mnie długa słota,
Samotność, jesień, chmury i drzewa więdnące...
Dziś pogoda... lecz słońce chore - jak tęsknota...

Nim wyślesz, włóż list w trawę wonną albo w kwiaty,
Bo tu żadne nie kwitną już... Niech go przepoi
Spokój, woń słońca, szczęście twej bliży i szaty -
Albo go noś godzinę w fałdach sukni swojej...

A papier niechaj będzie niebieski... Bo może
Znów przyjdą chmury szare, smutne, znów na dworze
Słota łkać będzie, kiedy list przyjdzie od ciebie;

Skarżyć się będą drzewa, co więdną i mokną,
A ja, samotny, może znów będę przez okno
Patrzał za małym skrawkiem błękitu na niebie...
Leopold Staff